sobota, 21 grudnia 2013

Świąteczne draństwo.

Drugi post, jednak mimo okresu przedświątecznego, nic miłego.
Wkurw mnie bierze, że na allegro ludzie chamsko piszą, że sprzedają Victorinoxa, a w rzeczywistości sprzedają chiński produkt, bezprawnie używający logo Victorinox.

Ku przestrodze dla mniej zorientowanych: Victorinox NIGDY nie robił nożyczek z takim wybrzuszeniem, jak zakreślone na fotce z oszukańczej aukcji:
Obraz w treści 1

Chcę dodać, że nie mam nic przeciwko sprzedaży chińskich produktów tam, gdzie jest jasno napisane, skąd towar pochodzi. Sam mam kilka scyzoryków chińskich w kolekcji, przede wszystkim w celu sprawdzenia "co tam w chińskiej technologii słychać?". Z reguły jednak u Chińczyków są niezłe, innowacyjne pomysły (kilka ciekawych scyzoryków o zupełnie innej funkcjonalności, niż nawet najfunkcjonalniejsze Vicki), za to jakość wykonania kiepska. Stąd ich produkty nadają się tylko do "cieszenia oka" (np. pomysłowością), a do pracy już mniej.

Wracając do aukcji z początku posta - niemalże stówa za to badziewie, to bezczelne złodziejstwo. Tym bardziej, że ktoś być może kupi, by dać scyzoryk na prezent. Nie wyobrażam sobie większego fail'a, niż dać komuś chińską podróbę...

piątek, 20 grudnia 2013

Dlaczego scyzoryki?

Jako dziecko lubiłem oglądać MacGyvera i na tym mógłbym zakończyć, bo u wielu osób zainteresowanie scyzorykami i nożami tak się zaczęło.
W wieku dziecięcym, czy tez u progu wieku nastoletniego miałem dostęp tylko do tanich, chińskich podróbek noży szwajcarskiej armii. Jak wiele rzeczy niedostępnych w dekadzie lat 80 XX wieku, również scyzoryki w latach 90-tych można było nabyć od "Ruska" handlującego z polowego łóżka. 50 tysięcy ówczesnych złotych (dzisiaj 5 pln) i już było się bliżej możliwości samego Mac-a. Nic to, że scyzoryk tępił się w tempie zastraszającym (wystruganie niektórych figurek, bądź ścięcie gałęzi i obrobienie jej na łuk wymagało dwukrotnego ostrzenia). Te kilkaset gram w kieszeni, mimo, że badziewne, cieszyło niezmiernie.



Dziś, po latach zakup oryginalnego SAK-a jest łatwiejszy z wielu powodów, ale w mojej kolekcji goszczą także te chińskie egzemplarze, chociażby po to, by od czasu do czasu zakręciła się w oku łezka na wspomnienie tych najlepszych lat.